Powrót do życia

Powrót do życia

Mieszkam w takim miejscu, że nie mam zbyt dużego pola do popisu jeśli chodzi o kwiatowe pola i polany. Kiedy w pobliżu trafi się już jakieś poletko słonecznika albo facelii to moje szczęście sięga zenitu. W zeszłym roku swoją obecnością w sąsiedztwie zaszczyciły mnie słoneczniki ale dopiero teraz zmotywowałam się by zdjęcia wrzucić na stronę – dopiero teraz kiedy otrząsnęłam się z wirtualnej rzeczywistości i znowu zaczęłam żyć.

Od czasu rozpoczęcia pandemii miałam ogromny problem ze swoją pracą i mierzyłam się z tą rzeczywistością i swoimi słabościami każdego dnia. Wypalenie zawodowe dosięga każdego prędzej czy później – zawsze wtedy wpadamy w pułapki błędnych decyzji i spontanicznych zmian, które nie zawsze są dla nas dobre. Ostatnie dwa lata zmieniałam swoje życie i szukałam drogi do osobistego szczęścia imając się najróżniejszych rzeczy nie zawsze związanych z fotografią. Chciałam robić wszystko i być wszędzie a jednocześnie nie robiłam nic i nie byłam nigdzie. Czy coś z tego wyniosłam? Sama nie wiem, ale dotarłam do punktu w którym absolutnie nic nie dawało mi już radości. Absolutnie nic nie cieszyło i miałam wrażenie, że świat i życie w social mediach to dla mnie zbyt wiele.

Wylogowałam się do życia i najpierw poczułam wszechogarniającą pustkę, jakby zasysała mnie do środka niczym czarna dziura. A potem ujrzałam światło, znowu usłyszałam siebie i zaczęłam czytać znaki, które stawiał przede mną świat. Akapity w książkach pisane tak jakby autor kierował te słowa właśnie do mnie w obecnej sytuacji życiowej. Kiepska komedia z podwójnym dnem której najpewniej wcale bym nie obejrzała gdyby nie jakieś dziwne uczucie, że muszę to zobaczyć i wyciągnąć lekcje. Drzewa i chmury, owoce na krzaku, sytuacja polityczna, przypadkowe rozmowy – wszystko dawało mi ogromne znaki niczym pisane tłustym drukiem. Wszechświat wręcz błagał mnie bym się zatrzymała i znowu posłuchała tego co sama mam sobie do powiedzenia.

I zatrzymałam się…nagle wszystko wydawało się nowe. Spacery były piękniejsze, kwiaty pachniały bardziej, nagle poczułam, że wiele rzeczy które myślałam że są dla mnie, że mi na nich zależy, że pragnę je posiadać – nie ma w ogóle znaczenia. Kiedy przestałam przeglądać setki inspiracji, podróży i domów obcych dla mnie ludzi – zaczęłam słyszeć czego pragnę ja – JA Patrycja! Co mi się podoba, co daje mi radość. Zatraciłam się w tym świecie i byłam przekonana, że wszyscy mają lepiej, że są mądrzejsi, lepsi, mają lepsze domy, pomysły, gust. W pewnym momencie nie wiedziałam już czego chcę, czego oczekuję, czy spełniam swoje marzenia czy marzenia innych.

I kiedy tak wracam teraz do życia, tego życia bez scrolowania, bez szukania siebie w mediach społecznościowych, bez relacjonowania swojego życia, swoich wyborów, swoich poglądów… teraz kiedy wróciłam z tej wirtualnej rzeczywistości przypomniałam sobie kim byłam wcześniej, co lubiłam. Chciałabym wrócić do pisania, do malowania, do spontanicznych remontów, dłubania w ogrodzie i pieczenia ciast, projektów fotograficznych. Chciałabym znowu być szczęśliwym człowiekiem, którego życie nie jest uzależnione od algorytmów, hashtagów, godzin publikacji, współprac, codziennych relacji – chciałabym odzyskać swoje życie i mieć je na wyłączność, chciałabym znowu być sobą dla siebie…

Powrót na górę